poniedziałek, 23 maja 2011

Początki

Tomek urodził się 14.02.2008 r. o czasie, z ciąży wychuchanej, wydmuchanej i wyczekanej, niestety zagrożonej prawie od samego początku. 52 cm długości, 2930 g, zielone wody płodowe, czyli niedotleniony. Oczywiście dostał 10 p. w skali Apgar. Urodził się zdrowy. Przynajmniej tak nam powiedziano.
Niestety już w drugiej dobie życia zwymiotował i się zakrztusił moim pokarmem (pielęgniarki twierdziły, że dziecko poprostu ulewa, ale ja wiedziałam swoje). Do tego drugiego dnia po urodzeniu miał już pomarańczową skórę od żółtaczki (oczywiście "nadopiekuńcza" mama dopytywała dlaczego dziecko nie leży pod lampami - bo to żółtaczka fizjologiczna i nie ma potrzeby). Dzień trzeci pobytu w szpitalu i okazuje się, że bilirubina jest na poziomie 16.3 i dziecko koniecznie musi prawie cały czas być naświetlane. Kolejne dni pobytu, to kolejne niespodzianki. Na porannym obchodzie pani doktor usłyszała jakieś szmery w serduszku, konieczna konsultacja kardiologiczna. Posiew z moczu i niestety mamy bakterię Enterococcus faecalis - konieczna antybiotykoterapia. Z racji tego, że ciąża była zagrożona, a Tomuś urodził się w niedotlenieniu, zrobiono mu USG przezciemiączkowe, a tam wylew okołoporodowy II stopnia. Do tego z Książeczki Zdrowia Dziecka dowiedziałam się, że Tomek ma wzmożone napięcie mięśniowe. Jedynie przesiewowe badania słuchu wyszły prawidłowo.
W szpitalu poleżeliśmy sobie 12 dni. Lekko nie było. Tomi cały czas płakał, mamusia razem z nim (bo cały czas miała wrażenie, że coś jest nie tak - ach te hormony), nocki nieprzespane (za to prześpiewane), codziennie kłucie, badania...
Na szczęście prawie cały czas był z nami tatuś. Gdyby nie on...
26 lutego wypuścili nas wreszcie do domku.

 Pierwsza doba po tej stronie brzuszka.

Wakacyjnie pod lampami

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz